piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział czwarty.

Justin zaparkował samochód przed lasem. Przed, kurwa, lasem. Czy to jakiś żart? Dodatkowo jest to miejsce, w którym się pieprzyliśmy. Czy to ma być ta jego idealna randka? Naprawdę, Justin? Mam ochotę wstać i bić mu brawo za ten kretyński pomysł. Pomógł mi wysiąść z samochodu i zarzucił swoją bluzę na moje ramiona. Faktycznie, zrobiło się chłodno.
- Co my tu robimy? Tym razem będziesz mnie pieprzył na masce samochodu? - mruknęłam, nie ukrywając niezadowolenia.
- Przestań być ironiczna, Sky. Powiedziałem, że to randka, więc randka. Po prostu chodź. - odparł. Postanowiłam się nie odzywać i zaczekać na rozwój sytuacji. W końcu doszliśmy do miejsca, które było oświetlone setkami niewielkich lampeczek. Pomiędzy drzewami znajdowało się niewielkie jezioro, obok niego coś na podobieństwo łóżka i stół z jedzeniem, które aktualnie było przykryte. Mój Boże, to naprawdę najsłodsza rzecz, jaką ktoś kiedykolwiek dla mnie zrobił. Dopiero teraz zauważyłam, że leci także cicha muzyka. Jak... jak on to zrobił? Nie mam pojęcia, ale jestem w siódmym niebie.
- Justin... - szepnęłam, spoglądając na niego. Wsunęłam pasmo włosów za ucho i zbliżyłam się do małego strumyka, który wypływał spomiędzy skał.
- Podoba ci się? - zapytał, chociaż doskonale znał odpowiedź. Co mogłam mu powiedzieć?
- Jest perfekcyjnie. Nie wyobrażałam sobie czegoś takiego. - mruknęłam, podchodząc do niego. Delikatnie oplotłam jego kark i musnęłam czule jego usta. Przeciągnął pocałunek najdłużej, jak się dało. Uśmiechnęłam się. Pierwszy raz tego dnia, szczerze się uśmiechnęłam.
- Zasługujesz na to. Lubię, gdy się uśmiechasz. - powiedział cicho, gładząc palcami mój policzek. Ponownie mnie pocałował. - Zjedzmy coś.
Skinęłam głową. Kolacja była smaczna. Nie mam pojęcia, czy zrobił ją sam, czy ktoś mu w tym pomógł. W każdym bądź razie, jedzenie było przepyszne. Jeszcze bardziej przypadł mi do gustu fakt, że szatyn mnie karmił. On był tak cholernie słodki. To mnie rozbijało na drobne części. Kiedy on kończył jedzenie, podbiegłam do prowizorycznego łóżka i wskoczyłam na nie. Skąd on wziął tak miękkie łóżko? Było cudownie. Chciałam zapamiętać każdy najdrobniejszy szczegół z tej randki. Zsunęłam ze stóp sandały, zdjęłam bluzę Justina, a następnie sukienkę i powędrowałam do wody. Była naprawdę ciepła. Wkrótce Justin dołączył do mnie. Owinęłam się wokół jego ciała. Stykaliśmy się nosami. Szatyn podtrzymywał mnie za pośladki.
- Nie wiem, co ty ze mną robisz. - oznajmił, śmiejąc się cicho. - Nikt nie ma na mnie takiego wpływu, jak ty.
- Dziękuję za to, co przygotowałeś. Nigdy nie czułam się lepiej, niż w tej chwili. - wyszeptałam, składając pocałunki na jego ramieniu. Chwilę później znowu byliśmy na łóżku. Justin ostrożnie pozbył się ze mnie bielizny. Ja pomogłam zdjąć mu jego bokserki. Z kieszeni spodni wyjął portfel, w którym znajdowała się prezerwatywa. Kochał się ze mną, subtelnie i uczuciowo. Nie znałam jeszcze tej strony Justina. Szczerze wierzyłam w to, że nikt jej nie zna. Na sam koniec zawiesił na mojej szyi łańcuszek z białego złota. Były na nim splecione literki S i J.

*

Obudziłam się rano, wtulona w Justina. Mogłabym budzić się tak każdego pieprzonego ranka. Czy ja naprawdę chciałam tak wiele? Może z powodu różnicy wieku i tego, że Justin był dojrzalszy, niż chłopaki w moim wieku, tak bardo mnie kręcił. Uniosłam głowę do góry i zauważyłam, że jeszcze śpi. Ostrożnie musnęłam jego usta, a opuszkami palców gładziłam jego nagą klatkę piersiową. Niestety, przecież wiecznie nie mogło być idealnie. Do mojego pokoju, niespodziewanie wparowała moja rodzicielka. Rozumiecie? Moja matka, która miała wrócić dopiero za półtora tygodnia. 
- O Boże. - usłyszałam jej przerażony głos. Czym prędzej wyskoczyłam z łóżka, a Justin po ogarnięciu całej sytuacji, zrobił to samo. Zerknął na mnie przestraszony, a następnie powlókł wzrokiem do mojej mamy. - Co wy najlepszego wyprawiacie? Ashley zaraz będzie w domu. 
Swoją drogą, myślałam, że będzie bardziej wściekła.
- Sky, do cholery, bierz się w garść. Nie masz kogo podrywać, tylko Justina? - spytała, choć świetnie wiedziałam, że nie muszę na to odpowiadać. To idiotyczne. 
- Przepraszam, to moja wina. - odpowiedział Justin, naciągając na siebie jeansy. Uśmiechnął się lekko do mnie. 
- Zapanujcie nad swoimi hormonami. - wymamrotała, chcąc opuścić pokój.
- Mamo, nie powiesz nic Ashley? - mruknęłam cicho, bawiąc się palcami.
- Nie, ale żeby mi to było ostatni raz. Ash ma się o niczym nie dowiedzieć, zrozumiano? - spojrzała na nas oboje. Było mi już o wiele lepiej. - Zawsze wiedziałam, że nie jesteś chłopcem dla Ashley, tylko dla Sky. Oboje macie za duży temperament. 
Kiedy mama wyszła z pokoju, wskoczyłam na łóżko, a następnie mocno przytuliłam Justina. Ucałowałam jego ramię, na co on się słodko zaśmiał. 
- Jak dobrze, że to nie była Ashley. Od razu by mnie stąd zabrała. - oznajmił, składając drobny pocałunek na moim czole. Przygryzłam nerwowo wargę. Przecież ja za niecałe trzy dni, wyjeżdżam z Los Angeles i jadę z przyjaciółmi do Hiszpanii. Będę za nim tęsknić. 
- Justin. - mruknęłam cicho, okrywając nogi kołdrą.
- Hm?
- Wiesz o tym, że ja w piątek wyjeżdżam, prawda? - jego mina powiedziała mi wszystko. Nie wiedział. Myślałam, że Ashley wspominała mu coś na ten temat. 
- Dokąd? Na ile? Z kim? - usiadł obok mnie, wpatrując się w moją twarz, jak w obrazek. Czułam się odrobinę niekomfortowo.
- Do Hong Kongu, z Megan, Maxem, Adamem i Joshem, na prawie dwa tygodnie. 
- Kurwa, z tym frajerem? Nie ma mowy, nie zgadzam się na to. - syknął. Oczywiście, że był zły. Ja też bym była, gdyby on chciał jechać na wakacje z jakimiś dziewczynami. Ale miałam to zaplanowane od dawna i jasnym było to, że ja z tego nie zrezygnuję. 
- Przykro mi. To będzie dla nas próba. Jeśli twoje relacje z Ashley wrócą przez ten czas do normy, to zakończymy naszą zabawę i po sprawie.
- Sky, czy ty siebie słyszysz? To już nie jest zabawa. My się nie tylko pieprzymy. Wczoraj byliśmy na randce, poznałem cię z moimi przyjaciółmi. Ja pierdole, przestań podchodzić do tego w tak głupi sposób. - warknął.
- A niby, co mam zrobić? Jeśli wezmę zbyt wiele do siebie, olejesz mnie. Powiesz mi, że było fajnie, ale wracasz do Ashley. Bo taki jesteś. Chcesz się tylko zabawić, a gdy ci się znudzi, odejdziesz. - krzyknęłam, wstając z łóżka i przechodząc na drugą stronę. 
- Naprawdę tak uważasz? Że z ciebie zrezygnuję? Jesteś w zajebiście dużym błędzie i lepiej to przemyśl, zanim znowu palniesz coś głupiego. - powiedział i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami. Mam to w dupie. Nad niczym nie będę myśleć. 

*

Od 4 dni nie zamieniłam z Justinem nawet słowa. On posłusznie wykonywał wszystko, co kazała mu Ashley, a ja tylko się temu przyglądałam. To sprawiało mi ból. Chciałam spędzać czas z Justinem, czułam się wtedy najszczęśliwsza na świecie. Dziś rano wylądowaliśmy w Hiszpanii. Megan na ten czas kazała wyłączyć mi telefon, ale nic z tego. Cały czas miałam nadzieję, że Justin się do mnie odezwie. Oboje byliśmy zbyt dumni na to, aby wyciągnąć do siebie rękę. Jest mi bez niego ciężko. 
- Sky, mówię do ciebie od pięciu minut, a ty mnie nie słuchasz. - mruknęła Meg, siadając na łóżku, obok mnie.
- Zamyśliłam się, przepraszam.
- Napisz do niego, jeśli tak masz się zachowywać. Co masz do stracenia? - spytała, próbując mnie pocieszyć. 
- Nie wiem, co mam mu powiedzieć. Potraktowałam go, jak najgorszą osobę. Wiem, że on się stara, ale po prostu się boję, rozumiesz? Nie chcę, aby zostawił mnie dla Ashley, to byłoby zbyt trudne.
- Powiedz mu to. Może wtedy zrozumie twój punkt widzenia.
- Dziękuję, Megan. Jesteś najlepsza. - oznajmiłam, mocno ją przytulając. Ona naprawdę była niezastąpiona.
- A teraz wybacz, ale idę poderwać Adama. - mrugnęła i opuściła pokój. Wyjęłam z torebki telefon i go odblokowałam. Miałam dwa nieodebrane połączenia. Jedno od mamy, a drugie od Justina. Postanowiłam, że do swojej rodzicielki oddzwonię za jakiś czas. Teraz musiałam załatwić sprawę z szatynem.

Do Justin: Czy będziesz miał dziś chwilę, abyśmy mogli porozmawiać?

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Zadzwonił do mnie. Najwidoczniej Ashley nie było teraz w pobliżu. Cudnie. Nie myślałam, że nastąpi to tak szybko. Nawet nie wiem, co dokładnie chcę mu przekazać. Przejechałam palcem po ekranie, tym samym odbierając połączenie. 
- Co chciałaś? - spytał. Byłam trochę zaskoczona jego oschłym tonem. Ale gdyby on powiedział mi coś takiego, nigdy więcej bym się do niego nie odezwała.
- Chciałam cię przeprosić. W rzeczywistości tak nie myślę, Justin. Zależy mi na tobie i musisz zrozumieć, że boję się, że w końcu ci się odwidzę i pozostaniesz tylko przy Ash. 
- Jak możesz tak myśleć, co? Zawsze ty podobałaś mi się najbardziej. Przykro mi, że zjebałem, gdy się kiedyś spotykaliśmy. Teraz mogłoby być inaczej. Ale nigdy więcej nie mów, że cię zostawię, bo tak się nie stanie.
- Tęsknię za tobą. - wymamrotałam, bawiąc się rogiem kołdry. Po jego słowach, zrobiło mi się lżej. Chciałam już wracać do LA, aby być tylko z nim.
- Ja za tobą też. Było mi ciężko, gdy nie rozmawialiśmy. Cieszę się, że to już wyjaśnione. Jak podoba ci się Hiszpania?
- W zasadzie, jeszcze nigdzie nie byłam. Na razie rozważałam, czy do ciebie zadzwonić, czy nie. - odpowiedziałam nieśmiało. Dobrze wiedziałam, że się teraz uśmiecha. - Za chwilę pewnie pójdziemy na plażę, a potem na jakąś imprezę.
- Bądź grzeczna, Sky, okej?
- Oczywiście. - oblizałam swoje wargi, zerkając w lustro, które wisiało obok mojego łóżka. Po podróży wyglądałam, jak totalne gówno. - Ty też nie rozrabiaj.
- Jestem niegrzeczny tylko przy tobie, mała. Zadzwoń, jak wrócisz z klubu. - zaproponował, na co od razu chciałam przystać.
- Nie chcę cię budzić.
- To nieważne. Zadzwoń. Muszę już kończyć, bo Ashley idzie. Tęsknię.
- Ja też. - i właściwie na tym skończyła się nasza rozmowa. Do pokoju wróciła zadowolona Megan. Zdała mi relację z tego, jak cudownie układa się jej z Adamem. Chociaż odrobinę w to wątpiłam. Adam był osobą, która nie należała do wiernych. Wiedziałam, że prędzej, czy później coś zepsuje, ale w tej chwili, bardzo im kibicowałam. Oboje byli moimi przyjaciółmi, a ja chciałam ich szczęścia. W łazience ubrałam na siebie czarny, seksowny strój kąpielowy, związałam włosy w kucyk i wyszłam z łazienki.
- Powinnaś zrobić zdjęcie i wysłać Justinowi. - zachichotała wesoło Megan. O nie, nigdy bym mu się nie pokazała w taki sposób. Na pewno nie, gdy jestem od niego kilkaset, a może i więcej, kilometrów. Zarzuciłam na siebie luźną koszulkę, wsunęłam okulary na głowę, wrzuciłam do torby kilka podręcznych rzeczy i udałam się razem z przyjaciółmi na plażę.

/POV Justin/

Kurwa, przysięgam, że niedługo odejdę od zmysłów. Sky była w Hiszpanii. Sky była z tym skurwielem, który się do niej przystawiał, a ja nie miałem nad tym żadnej kontroli. Żadnej! Przez te półtora tygodnia, popadnę w obłęd. Obracałem telefon w palcach, słuchając intensywnej rozmowy Ashley z jej matką. Szła w niewłaściwym kierunku. W kierunku ślubu. Kto powiedział, że zamierzam się z nią żenić? Jeszcze do tego stopnia, nie zgłupiałem. Ja i Ash, to zupełnie dwa różne światy. Co prawda, jest kochana, troskliwa, ale totalnie nie w moim typie. Jest zbyt grzeczna i ułożona. Nie potrafię pojąć, jak ona i Sky mogą być siostrami. Sky jest temperamentna i lubi stawiać na swoim. Jest pierwszą dziewczyną, o której myślę bezustannie. Ona poważnie miesza mi w głowie, a przecież powinno być na odwrót. Cóż. Czekałem tylko na to, aż wróci z tego pieprzonego klubu, w którym na pewno większość kolesi będzie się do niej przystawiać, i zadzwoni do mnie. 
- Justin, słuchasz mnie? - spytała Ashley. Cholera. Pokręciłem przecząco głową i uśmiechnąłem się przepraszająco. Zbliżyłem się do dziewczyny, objąłem ją ramionami i przytuliłem do siebie. Jak ona mogła być ze mną szczęśliwa? Ja nudziłem się przy niej na śmierć. Chciałem mieć już Sky i w końcu się z nią zabawić. Moja niegrzeczna kicia. - Pytałam, czy ty też zastanawiasz się nad naszym ślubem.
- Co? Ach, oczywiście, że tak. Nie wyobrażam sobie tego, że mogłoby być inaczej. Na zawsze razem. - mruknąłem, wywołując tymi słowami słodki uśmiech u Ashley. Jej matka spojrzała na mnie podejrzliwie, jednak po chwili również się uśmiechnęła. Wiedziała, że kłamie. Ale Ash nie musiała tego wiedzieć. Nie było jej to do niczego potrzebne. Jeszcze zdąży znaleźć sobie faceta godnego swojej uwagi. 
- Wyjdziemy gdzieś dziś wieczorem? Dawno nie robiliśmy nic wspólnie. 
Znowu jej marudzenie...
- Z ogromną przyjemnością, przecież wiesz, że niczego ci nie odmówię. - palnąłem. Co ja do cholery wyprawiam? Powinienem ją odpychać, a nie tylko utwierdzać w tym, że ją "kocham". Jeśli pójdziemy na dyskotekę, nie będę mógł porozmawiać ze Sky, bo będę cały czas z Ashley. Wszystko się sypie. 

*

- Justin, co z tobą? Chodź się bawić. - zawołała radośnie Ashley. Od dwóch godzin tkwiliśmy w klubie, razem z jej i moimi przyjaciółmi. Wypiłem już pięć kieliszków wódki, aby się trochę rozluźnić, ale na nic. Ciągle myślami byłem przy Skylar i tym, że miała do mnie zadzwonić. Kevin spojrzał na mnie podejrzliwie, wiedział, o co chodzi. Zaproponował mi papierosa, a tym samym wyjście przed klub, abym mógł z nim pogadać.
- Dzięki, stary. - rzuciłem, siadając na niskim, starym murku za klubem. Wyjąłem z paczki fajkę, wsunąłem do ust i podpaliłem. Już po chwili mogłem zaciągnąć się nikotynowym dymem, który ogarniał całe moje ciało.
- Wiesz, że musisz się ogarnąć, nie? Ashley zacznie się w końcu czegoś domyślać. Jesteś za bardzo rozkojarzony. - powiedział, a gdy nie odpowiadałem, dodał. - Tańczyła z kilkoma facetami, celowo zerkając w naszą stronę, ale na tobie nie zrobiło to wrażenia, bo myślisz o kim? O Sky.
- W dupie mam to, kto obraca Ash. Ale jak pomyślę, że ktoś kładzie łapy na Sky... - nie dokończyłem. Zacisnąłem usta w wąską linijkę. Jeśli ona zaraz nie wróci do LA, to się chyba zastrzelę. - Miała zadzwonić i też nie dzwoni. Co z nią jest, kurwa, nie tak?
- Uspokój się, brat. Jest na wakacjach z przyjaciółmi, nie będzie do ciebie wiecznie wydzwaniać. Pojechała odpocząć od wszystkiego, zrelaksować się, daj jej święty spokój. 
- Łatwo ci powiedzieć. - warknąłem, gasząc papierosa. Ruszyłem ponownie w stronę klubu, wkurzony jeszcze bardziej, niż poprzednio. Najchętniej zabrałbym Ashley stąd i wrócił do domu. Ale ona przecież bawiła się w najlepsze. Dlaczego jestem takim kretynem? 

/POV Sky/

Wróciłam do pokoju o 4 nad ranem. Byłam padnięta. Imprezy w LA nawet nie dorównują tym z Hiszpanii. Wytańczyłam się za wszystkie czasy i dodatkowo poznałam kilku przystojnych gości, dzięki czemu tak świetnie się bawiłam. Jednak zachowywałam umiar, chciałam być mimo wszystko, wierna Justinowi. Cieszyłam się, że ja i moi przyjaciele zdecydowaliśmy się właśnie na to miejsce. Kilkakrotnie wybrałam numer Justina, próbując się do niego dodzwonić, ale na marne. Gdy weszłam na swoją skrzynkę pocztową, zobaczyłam, że dostałam wiadomość z filmikiem, rzekomo z konta Justina. On i Ash, impreza, obmacywał ją, a potem zaciągnął do kibla. Świetnie. Na pewno nie wysłał mi tego on. Chyba nie jest, aż takim idiotą. Westchnęłam cicho.

Do Justin: Ładny filmik. Baw się dobrze z Ashley. 

Wyłączyłam swojego iPhone'a, odłożyłam go do szuflady i poszłam spać, ponieważ byłam cholernie zmęczona.