wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział trzeci.

Po wszystkim, Justin siada na brzegu łóżka i wpatruje się w ogromne, balkonowe drzwi. Księżyc wpada przez odsuniętą zasłonkę do mojego pokoju. Widzę tylko jego plecy. Nie mam pojęcia, o co chodzi. Może nawet nie chcę wiedzieć. Mimo wszystko, zbliżam się powoli, wchodzę na łóżko i siadam za nim. Oplatam go rękoma i nogami, tym samym wtulając się w jego umięśnione plecy. Co jakiś czas delikatnie muskam jego ramiona. Szatyn opiera się łokciami o swoje kolana.
- Kurwa, Sky, jest mi tak źle z tym, co robimy. - mruczy i nieśmiało chwyta moją dłoń. - Sprawiasz, że zaczynam mieć ludzkie uczucia, a to jest złe.
- Nie przejmuj się tym tak. Ashley na razie niczego się nie domyśla. Jeśli będziesz chciał, powiesz jej o nas, a jeśli nie, po prostu z tym skończymy. - odpowiadam, nie odrywając policzka od jego ciepłej skóry.
- Ja pierdole, nie wiem, jak możesz mówić o tym, w tak swobodny sposób. - niemalże krzyczy. Spoglądam na niego, dając mu tym samym znak, aby się opanował. Nie chcę mieć kłopotów z Ash w środku nocy. Justin odwraca się do mnie przodem i gładzie dłoń na moim policzku. Wtulam się w nią, chłonąc każdy jego najmniejszy dotyk. - Nie mogę z ciebie zrezygnować, bo jest mi z tobą fajnie. Nie czuję się tak lekko przy Ashley. Ale nie dam rady jej tego powiedzieć. Jest wrażliwa, to wszystko by ją zabiło.
- Nie każę ci teraz wybierać, Justin, ale prędzej, czy później, będziesz musiał się na coś zdecydować. - szepczę, patrząc prosto w jego oczy. Dwoma palcami ujmuję jego podbródek, ciągnę w swoją stronę i całuję mocno i zachłannie. - Idź już do siebie.
- Do następnego, mała. - odpowiada. Kładę się do łóżka, a on się ubiera. Okrywa mnie szczelnie kołdrą, całuje w czoło i życzy dobrej nocy. Rano zeżrą mnie wyrzuty sumienia. Nigdy nie byłam grzeczna i nie zamierzam robić z siebie cnotki, jednak Ashley to moja siostra. Ja powinnam zapanować nad swoimi hormonami i zostawić Justina w spokoju. Dlaczego musi nas obie pociągać ten sam facet? Dlaczego to nam się właśnie przytrafiło? Z tymi myślami, zasnęłam.

*

Obudził mnie dźwięk mojego iPhone'a. Leniwie uchyliłam powieki i spojrzałam na wyświetlacz. Mama. To już kolejne połączenie. Zastanawia mnie tylko, gdzie ona się podziewa. Zniknęła wczoraj razem z ojcem, bez słowa. 
- Gdzie ty jesteś? - pytam na wstępie, oczekując szybkiej odpowiedzi, w stylu 'wyprowadziliśmy się', albo 'jesteśmy na wiecznych wakacjach'.
- Ojciec jest w podróży biznesowej, wiesz o tym. - mruczy. Cholera, zapomniałam. - A ja zostaję u cioci Melanie na dwa tygodnia. Mnie też należą się wakacje. Bądź grzeczna, Sky. Słuchaj Ashley, ewentualnie Justina, dobrze?
- Tak, tak, mamo. - odpowiadam i szybko się rozłączam. Nie ma ich! Nie ma, a to oznacza totalną wolność. Czym prędzej wyskakuję z łóżka i biegnę do łazienki, gdzie biorę prysznic. Po wszystkim myję zęby, suszę włosy i wracam do pokoju. Maluję się, a w garderobie naciągam na siebie delikatną, rozkloszowaną niebieską sukienkę, która jest kompletnie nie w moim stylu. Dziś będę grzeczna. Spoglądam tęsknie na łóżko, w którym w nocy był Justin i wychodzę z pokoju, wcześniej zabierając swój telefon. Zjem śniadanie i napiszę do Megan. Potrzebuję rozmowy ze swoją najlepszą przyjaciółką. Nie mam innej osoby, do której mogłabym się zwrócić. Oczywiście są też chłopcy, ale co oni mają w głowach... Nic. Powiedzieliby, że to świetne zachowanie i oni też chcą mieć kogoś takiego, jak ja. Westchnęłam nerwowo, widząc w kuchni Justina i Ashley. On czytał gazetę i pił kawę, a ona próbowała go zagadać, jednak na marne. 
- Dzień dobry. - powiedziałam, podchodząc szybko do lodówki, z której wyjęłam jogurt.
- Cześć. - odpowiedziała wesoło Ash. - Wyglądasz dziś zupełnie, jak nie ty. 
Skrzywiłam się lekko na jej głupi komentarz.
- Wyglądasz pięknie. - oznajmił Justin, odrywając wzrok od czasopisma. Ashley spojrzała na niego zniesmaczona. Oboje wiedzieliśmy, że zaraz się obrazi. - Chciałem powiedzieć, że służy ci ta zmiana. 
- Dziękuję. - odparłam i wyszłam z kuchni. 

Do Megan: Możemy się spotkać? Jestem w totalnej dupie, potrzebuję pogadać.
Od Megan: Jasne. Za 15 minut w centrum. 

Założyłam na stopy lekkie sandałki, wrzuciłam do torebki kartę kredytową, telefon i klucze od domu, po czym zeszłam na dół. 
- Wychodzę. - powiedziałam cicho.
- Wróć na obiad. - wymamrotała Ashley. 
- Dzięki, zjem na mieście. - i tyle mnie widzieli. Atmosfera nie była zbyt przyjazna, a ja nie chciałam jeszcze bardziej psuć sobie humoru. Potrzebowałam teraz rozmowy z Megan, ewentualnie Justina i jego dotyku. Gdybym dostała te dwie rzeczy na raz, byłabym najszczęśliwsza na świecie. Niespodziewanie mój telefon wibruję. Nie mam pojęcia, kto to może być.

Od Justin: Nie spotykasz się z żadnym frajerem, prawda?
Do Justin: Oczywiście, że nie. Jestem umówiona z Meg.
Od Justin: Ashley wychodzi dziś z koleżankami, ma wrócić jutro. Chcesz gdzieś wyskoczyć?
Do Justin: Randka?
Od Justin: Możemy to tak nazwać.

W tej chwili, uśmiech nie znika z mojej twarzy. Mam ochotę skakać ze szczęścia. Ja, Justin, randka. On naprawdę chce czegoś więcej, nie tylko seksu. Mam nadzieję, że wybierze jakieś spokojne i ustronne miejsce. Nie chcę trafić na jakiegoś znajomego Ash. Megan już czeka na mnie pod galerią. Całuję ją w policzek i szybko ciągnę do kawiarni.
- Wydawało mi się, że byłaś smutna. Skąd ta nagła zmiana? - pyta. Wzruszam ramionami, aby wzbudzić w niej ciekawość. Wiem, że to doprowadzi ją do pasji. - Sky, mów natychmiast!
- Idę dziś na randkę. - odpowiedziałam, oczekując jej reakcji. Uśmiechnęła się zadziornie.
- Z Justinem? - mówi cicho. Nie wiem, czy mogę to uznać za pytanie, bardziej przypominało to stwierdzenie. Kiwam głową. - Tak się cieszę!
- Ja też, ale to nie zmienia faktu, że mam ogromne wyrzuty sumienia. On też ma. Nie powinniśmy robić tego Ashley.
- Nie powinniście, ale to robicie. Czasu już nie cofniesz. - oznajmiła. - Justin jest najprzystojniejszym i najbardziej seksownym facetem na świecie. Czego chcieć więcej, Sky? Omotałaś go, teraz z tego skorzystaj. Ja bym tak zrobiła.
- Powiedział mi w nocy, że jest mu źle z tym wszystkim, że ze mnie nie zrezygnuje, ale też nie powie nic Ashley. - powiedziałam i nerwowo przygryzłam wargę. - Prawda jest taka, że boję się go utracić. 
- Sky, pieprzycie się, jak dwa króliki. Myślałam, że skończy się na tym, ty trochę popłaczesz i tyle. Ale on chce spędzać z tobą czas w inny sposób. To jest coś więcej, wierz mi. Nie powie nic Ashley, bo boi się jej reakcji. Boi się, że jej rodzice się dowiedzą i zabronią wam wszelkich kontaktów. Nie powinnaś się przejmować. Będzie dobrze, zobaczysz. Zawsze możecie uciec za granicę. Oboje jesteście dorośli. - położyła dłoń na mojej, dodając mi tym samym wsparcia. Bardzo ją kocham. To ona powinna być moją siostrą, a nie Ashley.
- Dorośli ludzie się w ten sposób nie zachowują. Będę musiała z nim o tym porozmawiać. - kiwam lekko głową, a następnie zamawiam croissanta i kawę. 

*

Kiedy wchodzę do domu, Ashley czule żegna się z Justinem. Na ten widok robi mi się niedobrze i aby tego uniknąć, uciekam do swojego pokoju. Jakąś minutę później, słyszę, jak ktoś wchodzi do mojego pokoju.
- Myślałem, że się jej nie pozbędę. - mruknął szatyn i usiadł obok mnie. Ujął delikatnie moją twarz i złożył czuły pocałunek na moich wargach. - Cieszę się, że jesteśmy już tylko we dwoje.
- Ja też się cieszę. - odpowiadam nieśmiało, bawiąc się swoimi włosami.
- Hej, co się dzieje? Dlaczego jesteś smutna? - spytał, jednocześnie wciągając mnie na swoje kolana. Objął mnie w pasie i przytulił do siebie.
- Nie jestem. Po prostu nie lubię widzieć was razem, rozumiesz? - odpowiedziałam, a on tylko skinął głową. 
- To nie potrwa długo, obiecuję. Niedługo coś wymyślę. A teraz chodź, nasza randka czeka.
- Dokąd jedziemy? - zerknęłam na niego, nie mogąc opanować uśmiechu, który wkradał się na moją twarz. 
- To będzie niespodzianka. - wyszeptał, ponownie mnie całując. - Ale najpierw musimy jechać w pewne miejsce. Obiecuję, że zajmie nam to maksymalnie 10 minut.
Justin bardzo swobodnie prowadzi samochód. Jedna jego dłoń spoczywa na mojej nodze, ale wcale mi to nie przeszkadza. Lubię, jak jest blisko. Czuję się wtedy bardzo bezpieczna. Obawiam się tylko tego, że ktoś może się dowiedzieć o naszym małym wypadzie. Bo niby, jak on chce to wyjaśnić? Słuchaj, twoja siostra nie robiła nic konkretnego dziś wieczorem, ja też nie miałem planów, postanowiłem zaprosić ją na romantyczną kolację. Co z tego, że powiedziałem jej rano, że wygląda pięknie, wiem, że to dla ciebie nic nie znaczy, Ashley. W mojej głowie pojawiło się tysiące myśli, nie mogłam się na niczym skupić. Chciałam, aby ten wieczór z Justinem był idealny. Cóż, nawet nie wiedziałam, jak bardzo mogę się mylić.
- Zaczekasz tu, czy idziesz ze mną? - spytał, oplatając swoimi długimi palcami moją dłoń. Nie chciałam zostać sama w samochodzie, to była bardzo dziwna i podejrzana okolica. Nie miałam pojęcia, czego Justin może tu szukać. Wysiedliśmy w tym samym momencie i trzymając się za ręce, skierowaliśmy się do niewielkiego budynku. Nie rozumiałam, jak on może tak luźno paradować ze mną po mieście. Przecież my nie wyglądamy, jak przyjaciele. Nie spodziewałam się, że może tu być klub. Na dodatek było cholernie tłoczno. Justin osłaniał mnie swoim ciałem, co z jednej strony było bardzo urocze. Gdy przechodziliśmy obok baru, ktoś złapał mnie w biodrach, tym samym odciągając mnie od Justina. Dłonie tego mężczyzny zaczęły sunąć pod moją sukienkę. Szatyn odwrócił się natychmiastowo i muszę przyznać, nie miał zbyt ciekawej miny. Był cholernie zły. Świetnie!
- Puść ją, kurwa, póki jestem miły. - warknął, stając tuż przed facetem, który nic sobie z tego nie robił. Widziałam, jak Justin walczy sam ze sobą, aby nie uderzyć mojego adoratora.
- Proszę, zostaw mnie. - powiedziałam cicho, próbując zrzucić dłonie nachalnego pana.
- Słyszałeś, o co prosiła? - syknął, a gdy to nie poskutkowało, objął mnie mocno i przyciągnął do siebie. Po chwili nie było go obok. Siedział na tym kretynie i okładał go pięściami. Doskoczyło do niego dwóch chłopaków, którzy chyba go znali, tak wnioskowałam po ich zachowaniu i odciągnęli szatyna na bezpieczną odległość. Nawet nie chciałam wiedzieć, w jakim stanie jest ten, który pozostał na podłodze.
- Wszystko spoko, stary? - powiedział jeden z chłopaków. Justin skinął głową i zbliżył się do mnie. Mocno oplótł mnie swoimi długimi ramionami. - Kto to? Już nie jesteś z Ashley?
- Gówno cię to obchodzi. - mruknął w stronę kumpla. - Sky, to Kevin i Corey.
- Miło mi was poznać. - uśmiechnęłam się przyjacielsko, wyciągając dłoń w ich stronę na tyle, na ile pozwolił mi Justin. Obaj chłopcy od razu obdarzyli mnie miłymi uśmiechami i rzucali jakimś zalotnym komentarzem. Kiedy Bieber poszedł z kimś porozmawiać, zostałam w towarzystwie Kevina, ponieważ Corey również niespodziewanie zniknął.
- Nie przeszkadza ci, że leci na dwa fronty? - spytał niespodziewanie brunet. Staliśmy w tej chwili przy barze i po prostu gadaliśmy. Kevin był sympatyczny i sprawiał wrażenie osoby, której można było bardzo łatwo zaufać. Liczyłam na to, że nasza znajomość kiedyś przerodzi się może w przyjaźń. - Jesteś piękna, a on jest popierdolony. Nie wybierze.
- Dzięki. Na razie nie bardzo się w to angażuję. Wydaje mi się, że Justin bierze wszystko do siebie. A to przecież ja powinnam się w nim pierwsza zakochać. Dla mnie to tylko zabawa, przelotny seks od czasu do czasu, nic wielkiego. - wzruszyłam bezradnie ramionami. Prawda była taka, że lubiłam Justina. Naprawdę lubiłam i to tylko kwestia czasu, aż dojdzie do czegoś innego.
- Twoja siostra was rozniesie, gdy się dowie. - Kevin zaśmiał się słodko i objął mnie ramieniem. Pozwoliłam mu na to, ponieważ uważałam, że to nic złego. Nie zamierzałam tym razem wzbudzać zazdrości w Justinie. Kevin był po prostu przyjazny i dobrze mi się z nim rozmawiało. Oczywiście wymieniłam się z nim numerem telefonu, bo jakby inaczej. Musieliśmy mieć kontakt. - Proszę, uważaj na siebie. Mam nadzieję, że to co mówisz o Justinie, to prawda. Jest dla mnie, jak brat, ale nie znoszę jego egoistycznego podejścia do kobiet.
- Rozumiem. Lubię po prostu spędzać z nim czas, jest fajnym facetem. - wymamrotałam, bawiąc się palcami. Po około 15 minutach, Justin wraca do nas. Czym prędzej wyciąga mnie z ramion Kevina i przytula do siebie.
- Trzymaj, kurwa, łapy przy sobie. - warknął w kierunku przyjaciela. Kev znowu się roześmiał, a ja mu zawtórowałam. Przysięgam, że nigdy nie widziałam Justina bardziej zazdrosnego, niż w tej chwili. To słodkie. - Chodźmy stąd. Teraz możemy być już sami.

***
Nie chce mi się poprawiać błędów, sorki. Domyślicie się, co i jak. WESOŁYCH!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz